A liczba wyświetleń ciągle rośnie ^^!

poniedziałek, 29 listopada 2010

Wariacja na temat guacamole, która podbiła moje podniebienie ^^

Zacznę od tego,że jestem ogromną fanką guacamole :) Jak tylko mam możliwość zamówienia go, to zawsze to robię. Nigdy jednak nie próbowałam sama zrobić tej zielonej, słonej, cudownej w smaku masy :P Dziś stoczyłam pierwszy bój i wyszło mi niebiańsko (brak skromności w tym wypadku jest usprawiedliwiony :P)! Niestety guacamole zostało pochłonięte tak szybko, jak szybko zostało zrobione... No nic! Trzeba to powtórzyć :) A oto przepis :
Składniki:
1 dojrzałe awokado
ok 50 g ogórka zielonego
ok 50g czerwonej papryki
1/2 małej cebuli
1 ząbek czosnku
1 łyżeczka sosu sojowego
2 łyżeczki soku z cytryny
kolendra
sól
pieprz
Przepis:
Zabawę zaczynamy od przekrojenia awokado i wydłubania z niego wszystkiego co najlepsze :) W miseczce rozgniatamy miąższ i dodajemy do niego posiekaną drobno cebulę i paprykę. Ogórka kroimy trochę grubiej i również dodajemy do miski. Obieramy ząbek czosnku, rozgniatamy go, kroimy drobno i posypujemy solą. Tak przygotowany dodajemy do pasty. Na koniec doprawiamy guacamole sokiem z cytryny, sosem sojowym, kolendrą, solą i pieprzem. Gwarantuję,że wasze guacamole również zniknie w 5 min :)!

piątek, 26 listopada 2010

Marchewkowe danie z zabarwieniem emocjonalnym...

Dziś miało być tylko o cudownej marchewce,ale niestety wszystko mi mówiło,że mam napisać o... FUTRACH! Od wczoraj się z tym zanosiłam,ale dziś los wysyłał mi jednoznaczne sygnały, tak więc notka będzie przepisowo-etyczna :) Nie muszę chyba mówić,że mówię zdecydowane NIE futrom,produktom skórzanym itp. Nie wyobrażam sobie jak można nosić na sobie część żywej istoty i to bez poczucia winy... Zaczęło się od Pani w tramwaju, która usiadła przede mną, w długim, nowym futrze. Szczerze mówiąc miałam ochotę wysiąść,ale opanowałam się w myśl idei, że owa Pani zwyczajnie nie jest uświadomiona. Następnie futrem uraczyła mnie Pani Profesor... a na koniec koleżanka :)  Za każdym razem, gdy widzę "martwe zwierzęta" zastanawiam się nad tym, kiedy człowiek tak doskonale wypracował odruchowy mechanizm wyparcia. Jak można nie kojarzyć skóry chociażby ze skórą człowieka ? Jak można obojętnie kupić ubranie skalane krwią niewinnych żyjątek? Nie rozumiem niestety fenomenu modnego i eleganckiego futra. Czy eleganckie musi oznaczać bestialskie? Czy modne oznacza zabite specjalnie dla człowieka ? Przykre jest też to,że kotki i pieski (które oczywiście uwielbiam:)) są uprzywilejowane. "Przecież to nasi przyjaciele!" usłyszymy na obronę. Dlaczego liski, noreczki, króliczki nie są naszymi przyjaciółmi? Dlaczego wszystkich i wszystko kategoryzujemy? Cały czas staram się ]coś z tym robić, jednak w takich chwilach jak ta, wątpię w człowieczeństwo ludzi... A teraz (o ile ktokolwiek przetrwał ten wywód :P) przejdźmy do banalnego przepisu marchewkowego :)
Składniki:
400g marchewki karotki
6 łyżki mąki żytniej
ok 2 łyżek wody
migdały w płatkach
przyprawy
Przepis:
Marchewki ugotować. Mąkę z wodą i dużą ilością przypraw rozrobić na ciasto. Ugotowane marchewki namaczać w cieście i smażyć na patelni. Na koniec wystarczy polać całość ulubionym sosem, posypać migdałami i gotowe :) Smaczne, banalne i tanie danie, w sam raz na okienko między zajęciami :P

środa, 24 listopada 2010

Kasztany... och! Kasztany :)

Nigdy nie wyobrażałam sobie jedzenia rzeczy, które kojarzą mi się z dzieciństwem i zabawą... Np. jarzębina... albo... piasek czy też liście dębu :) O kasztanach w wersji jadalnej słyszałam, ale jakoś mnie do niech nie ciągnęło, aż tu nagle! Trach i ciekawość poznawcza wygrała :P Naczytałam się na ten temat sporo i doszłam do wniosku,że na początek zwyczajnie je upiekę.
Przepis na dziś brzmi : 
natnij z wierzchu kasztany- "w krzyż" , następnie piecz je w 220 stopniach przez 20 minut (po 10 min przerzuć je na drugą stronę, o ile się da :P).
I TADAAAM!

Kasztany powinny zareagować zwinięciem naciętej skórki. To co wewnątrz nadaje się do jedzenia... Od razu ostrzegam,że po obraniu nie wygląda to zachęcająco! Miałam poważne wątpliwości czy tego skosztować, ale dałam radę :) I wiecie co? To jest nawet smaczne! Koniecznie muszę to powtórzyć, ale tym razem udziwnię te kasztany, a co! Żeby nie było nudno :)

poniedziałek, 22 listopada 2010

Hummus podejście pierwsze, trafione :P

Miało być ambitniej i jak dla mnie jest :) Dziś zabrałam się za Hummus, którego nigdy w życiu na oczy nie widziałam. Cały proces twórczy był dla mnie ogromną niewiadomą i  nie przewidziałam takiego efektu końcowego. Kuchenne działanie polegało dziś na smakowaniu i dodawaniu przepisowych składników tak, aby uzyskać "coś pycha" :) Z przyjemnością stwierdzam,że było bardzo dobre (przynajmniej mi smakowało:)).

Składniki:
1 puszka cieciorki 
6-7 łyżeczek tahini
5 łyżeczek oliwy
5 łyżeczek cytryny
1 łyżeczka cukru
1/2 łyżeczki soli

Przepis:
Zmiksować wszystko na gładką masę i podawać z pieczywem :) Proste, ale genialne! Ja podawałam Hummus z pieczywem podpieczonym na patelni. Wydaje mi się,że jest to wprost idealne połączenie :)


Motto na dziś: Twój umysł nie pojmie jakie dziwy możesz stworzyć z cieciorki, póki nie zaczniesz z nią eksperymentować :P

niedziela, 21 listopada 2010

Bo od kilku dni prześladował mnie tost :P

Zdecydowanie dzisiejszy post nie będzie rewolucją w waszym kuchennym świecie :P Ot tak zwyczajnie napisze dziś o... TOŚCIE :) Nie wiem co mnie natchnęło (może fakt,że mój Luby ostatnio się jednym zajadał), ale prześladowała mnie myśl o toście, jakkolwiek dziwnie to brzmi. Kilka razy już się za niego zabierałam,ale za każdym razem okazywało się,że lodówka świeci pustkami. Dziś udało mi się zrobić duże zakupy, tak więc pierwsze kroki, po powrocie do domu, skierowałam do kuchni. Tak oto powstał nieziemski, chrupiący tost, którego przedstawiam poniżej :)
Nie będę rozpisywać przepisu, bo jak zrobić tosta, każdy wie :) Zdradzę Wam jedna tajemnicę co jest w jego wnętrzu. "Nadziałam" go tofu marynowanym, ogórkiem, sałata, ketchupem i oregano. Pychotka! Od razu mi ulżyło :P Przy okazji przekonałam się do chleba iście razowego (a raczej z mąki razowej), który o dziwo nie został zabarwiony karmelem. Skład przeczytałam chyba z 10 razy :P
Pozdrawiam tostowo i obiecuję,że następnym razem opublikuję coś ambitniejszego !

sobota, 20 listopada 2010

Tarta warzywna z sosem orientalnym

Dwa dni temu miałam dzień eksperymentatora, więc spróbowałam swych sił także w pieczeniu tarty :) Wydaje mi się,że wyszło całkiem całkiem, wręcz pysznie,ale to może być subiektywne zdanie :P Mogę jednak dodać,że mój Luby zjadł prawie całą sam ^^ Może to Was zachęci :)
Składniki: 
ciasto:
1 szkl. mąki pszennej
1/3 szkl. oleju
szczypta soli
3 łyżki zimnej wody
farsz:
1 mała cebula
1papryka czerwona
ok 300g mieszanki ulubionych warzyw (u mnie były to brokuły,marchew,kalafior i fasolka zielona :))
sos:
1/2 szklanki ketchupu łagodnego
2 łyżeczki sosu sojowego
oregano
sól
pieprz
Przepis:
Ciasto zagniatamy i wkładamy na kilka godzin do lodówki. Ja znów zadziałałam ekspresowo i wsadziłam je na ok 30 min do zamrażalki :P (według rady z bloga I love tofu). Kroimy paprykę i cebulę, następnie podsmażamy je na patelni. Gotowym ciastem wykładamy formę i układamy na nim mieszankę warzywną wraz z cebulą i papryką. Przyszedł czas na sos :) Do ketchupu dodajemy sos sojowy i przyprawy.
Mieszamy i gotowe :P Proste, ale PYCHA!
Sos rozsmarowujemy na wierzchu tarty i wkładamy ją do piekarnika. Pieczemy przez 30 min w temperaturze 180 stopni.
 MNIAM :)

czwartek, 18 listopada 2010

Paprykowo- ziołowy serek z nerkowców :)

Wracając z Niedzieli Wegańskiej postanowiłam sobie w duchu,że zrobię ser z nerkowców. Trochę się z tym zanosiłam,ale nadszedł wreszcie ten dzień :)! Zastosowałam chyba najprostszą metodę i otrzymałam serek o konsystencji sklepowego "smarowidła kanapkowego".
Składniki:
1 i 1/2 szklanki nerkowców
1/2 szklanki wody
2 łyżeczki soku z cytryny
pieprz
sól
słodka papryka
przyprawa ziołowa
Przepis: 
Orzechy nerkowca należy namoczyć. Oryginalna wersja brzmi "przez całą noc", ja jednak wykonałam to ekspresowo - moczyłam je ok 3 godzin w ciągu dnia :). Zmiękczone nerkowce odsączamy i wrzucamy do miski. Dodajemy sok z cytryny, wodę,przyprawy i miksujemy na gładką (oczywiście jak na orzechy przystało :P) masę. Jeżeli serek jest zbyt gęsty, można spokojnie dolać jeszcze odrobinę wody.

Przepis jest prosty,a serek który z niego wyszedł, wprost genialny (zjadłam z nim dziś już dwie kanapki :P), więc warto pomęczyć się chwilę z moczeniem orzechów :P

wtorek, 16 listopada 2010

Zapiekanka ziemniaczano-kalafiorowa z tofu :)

Tak jak obiecałam, dziś zabrałam się za zapiekankę :) Co prawda będąc na jednym z poznańskich rynków, natknęłam się na dynię i miałam chwilę zawahania, jednak udało mi się opanować i zostać przy planowanym obiedzie. Przepis jest całkiem prosty i przepyszny (liczę na to,że widać to mimo ciemnego zdjęcia), mam więc nadzieję,że Was zainteresuje :)
Składniki :
1 mała główka kalafiora       
1 mała cebula
2 średnie ziemniaki
1/4 szklanki mleka sojowego
1 kostka marynowanego tofu
curry
czubryca zielona i czerwona

Przepis: 
Zaczynamy od przygotowania warzyw. Umyty kalafior dzielimy na małe cząstki, obrane ziemniaki kroimy na plastry o grubości ok 0,3mm, to samo robimy z cebulą. Rozdrobniony kalafior dzielimy na dwie równe porcję, jedną podsmażamy na patelni z czerwona czubryca, a drugą miksujemy na "miał" z mlekiem i curry. Podsmażanie radzę troszkę przedłużyć, bo w piekarniku kalafior nie dogotuje się tak, jak byśmy tego chcieli :) Teraz przejdźmy do ziemniaków. Obrane i pokrojone gotujemy aż do uzyskania"średniej miękkości" (nie wiem jak inaczej to określić :P). Ponieważ wszystko właściwie robi się samo i mamy trochę czasu, możemy pokroić tofu na malutkie kawałeczki, które zastosujemy, w tym przepisie, jako posypkę. Gdy wszystkie składniki są gotowe, zaczynamy tworzyć warstwy zapiekanki. Na sam spód kładziemy ziemniaki i cebulę, które doprawiamy zieloną czubrycą, następnie nakładamy masę kalafiorową. Kolejnym krokiem jest nałożenie podgotowanych cząstek kalafiora i posypanie ich tofu :)
Na tym praktycznie kończy się nasza praca :) Teraz pozostaje tylko nastawić piekarnik na 180 stopni i poczekać ok 30 min :)
Gwarantuje,że przepis Wam się spodoba :P

poniedziałek, 15 listopada 2010

Na szybko i na zamówienie :P

Dziś może szału nie będzie, ale chyba każdy z nas ma czasem taki dzień, że chce zjeść coś szybko, smacznie i może nawet niezbyt zdrowo :) Taki właśnie dzień miał mój mężczyzna, który złożył zamówienie na spaghetti z sosem, jak to on określił: " W stylu wujka Bena" xD Podjęłam wyzwanie i mam nadzieję,że mu sprostałam :) Wyruszyłam na łowy do słynnego TESCO i nawet nieźle się obłowiłam :) Ale nie o tym miał byś wpis... Zakupiłam tam makaron ryżowy i super sos słodko-kwaśny bez zbędnych dodatków i z małą ilością polepszaczy :) Zresztą chyba zostanę cichą fanka makaronu ryżowego, bo w domu wystarczyło tylko zagotować wodę, następnie wrzucić do niej porcję makaronu i męczyć ją pod przykryciem ok 3 minut. W tym czasie zajęłam się sosem, który postanowiłam podrasować :) Podgrzewając go w garnku, dodałam do niego dużą ilość curry, łyżkę sosu sojowego i małą cebulę. A oto efekt moich działań (zdjęcie może nie należy do najlepszych, ale światło w kuchni, do tego wieczorem, było tragiczne):

Jutro zaplanowałam sobie eksperyment z jadalnymi kasztanami i jakąś wariację tartowo- zapiekankową, więc w najbliższym czasie będzie się działo na tym blogu :P
                                                                      Zapraszam ^^!

piątek, 12 listopada 2010

Kukurydziane placuszki z pikantnym tofu :)

Dzisiaj zdecydowanie miałam ochotę na coś bardziej... hmm... wytrawnego do jedzenia :) Pomysł na ciasto zaczerpnęłam z bloga Śmierć kanapkom, jednak trochę go zmodyfikowałam.                                                                                                                                                                                                                                   Placuszki- ciasto
1 szklanka maki kukurydzianej
1/2 szklanki goracej wody
1/2 szklanki zimnej wody
1 łyżka zmielonego siemienia lnianego
1 łyżka oliwy
curry
pieprz

Dodatek:
1 kostka naturalnego tofu
ulubione przyprawy
1 średnia cebula



 Zaczynamy od przygotowania placuszków. Siemie lniane wsypujemy do miski i zalewamy je gorącą woda, mieszając jednocześnie. Gdy na wierzchu pojawi się pianka, dodajemy mąkę i mieszając powoli dodajemy zimną wodę. Czekamy, aż ciasto zgęstnieje i przyprawiamy je curry i pieprzem. Masa musi przejść przyprawami i się "ściągnąć",  wiec odstawiamy ją na 10 min. W tym czasie możemy zająć się tofu :) Kroimy całą kostkę na plastry (ok 1 cm grubości ), to samo robimy z cebulą. Ser doprawiamy według uznania (ja użyłam czubrycy pikantnej i curry) i smażymy razem z cebulą na patelni, najlepiej na małym ogniu, żeby móc jednocześnie smażyć placki. Ciasto wylewamy porcjami na rozgrzaną patelnię i smażymy placuszki, które w końcowym efekcie podajemy z serem i cebulą :)
Czekam na wasze opinie o tym przepisie :)!

czwartek, 11 listopada 2010

Pierwsza próba :) Wegańskie Jeżyki ^^

Witam serdecznie na moim blogu :)!
Czytając i korzystając z innych tego typu blogów, postanowiłam wreszcie dodać coś od siebie :) Tak oto powstał ten blog, o którego powodzeniu zadecydujecie Wy ^^ Może powiem coś o sobie... Od prawie 2 lat jestem wegetarianką,a od około dwóch tygodni weganką :) Zaczynam dopiero swoją przygodę z weganizmem i mam nadzieję,że mi w niej pomożecie :) Dziś poniosło mnie w kierunku znanych, sklepowych jeżyków... Nikt jeszcze nie sprzedaje ich w wegańskiej wersji, więc postanowiłam spróbować swych sił :)

Wegańskie Jeżyki
2 tabliczki gorzkiej czekolady
1 garść pestek słonecznika
1 szklanka ryżu preparowanego
1/2 szklanki rodzynek
2 garści orzeszków ziemnych (obranych)

Zaczynamy od rozpuszczenia czekolady w kąpieli wodnej. Wsadzamy połamaną czekoladę do metalowej miseczki, następnie zamaczamy jej dno w garnku z wodą, którą gotujemy tak długo, aż czekolada zamieni się w gładką, płynną masę. Czekając na upłynnienie owej czekolady, zalewamy rodzynki ciepłą wodą, aby trochę rozmiękły. Resztę produktów wsypujemy do osobnej miski i mieszamy. Gdy rodzynki będą gotowe, odsączamy je i dodajemy do innych produktów. Teraz pozostało nam tylko zalać to wszystko czekoladą. Powoli mieszamy klejącą się masę i formujemy łyżką małe placuszki, które odkładamy na talerz do zastygnięcia. Jeżeli mamy mało czasu, to możemy włożyć Jeżyki do lodówki - to szybciej doprowadzi je do porządku :) A oto efekt końcowy :
                                            Pozostaje mi tylko życzyć smacznego ^^!