A liczba wyświetleń ciągle rośnie ^^!

niedziela, 28 sierpnia 2011

Rozszerzona relacja na życzenie :) cz. 1- Trójmiasto

Powoli dochodzę do zdrowia, po wycięciu migdałów, nadszedł więc czas na dłuższą wersję relacji :) Cieszę się bardzo, że kilka osób wyraziła chęć jej przeczytania- dzięki! Mój wyjazd podzielony był na dwa etapy: 1 etap- Trójmiasto, 2 etap- Warszawa. Dziś przedstawiam Wam część 1: Trójmiasto :)


Nocowaliśmy w Gdańsku, ponieważ chciałam się nacieszyć klimatem Jarmarku. Pierwszym miejscem, które odkryłam, był BIOWAY, naprzeciwko dworca. W Poznaniu nie spotkałam się z tą siecią, stąd też moje zainteresowanie. Miejsce wystrojem i zagospodarowaniem przestrzeni przypomina  restauracją w IKEI. Idea szwedzkiego stołu, samoobsługi, tacek...Znacie to, prawda? Nowoczesna wizja wegetariańskiej jadłodajni bardzo przypadła mi do gustu :) Niestety zasmuciła mnie ilość wegańskich posiłków. W dostępnym menu doliczyłam się ich aż czterech. Pierwszym moich podejściem był ryż z pieczonymi jabłkami i zdecydowanie go nie polecam. Niestety został (bez mojej wiedzy) posypany taką ilością cukru, że nie mogłam go ujeść. Dodatkowo ryż gotowany był w suto osolonej wodzie i wyszło z tego coś (jak dla mnie) okropnego... Lekko zrażona niesmacznością pierwszego dania, miałam opory by iść do Bioway'a drugi raz. Skuszona przez mojego wpółpodróżnika, postanowiłam dać im drugą szansę. Tym razem postanowiłam porozmawiać z obsługą na temat wegańskich dań i tego co polecają. Dziewczyna, która tym razem była na zmianie (mniemam, że weganka :D), zaproponowała mi swój ulubiony zestaw : pieczeń z soczewicy i wodę imbirową. Zgodziłam się w ciemno, ponieważ dziewczęciu bardzo dobrze z oczu patrzyło. Porcja okazała się SPORA, pieczeń PYSZNA, a woda imbirowa ORZEŹWIAJĄCA. Podsumowując, BIOWAY dysponuje bardzo miłym dla oka wystrojem, dość przystępnymi cenami (biorąc pod uwagę wielkość porcji), oraz przesympatyczną obsługa. Jeżeli mogłabym coś zmienić, to wnioskowałabym o większą ilość wegańskich potraw. 



Nadszedł czas na Gelati Giuseppe, a raczej Kawiarnię Małpa. Wybrałam się do Sopotu z dzikim planem odwiedzenia słynnej wegańskiej lodziarni. Okazało się, że w tym roku Giuseppe musiał zamknąć część kawiarnianą, ponieważ ma zbyt dużo zamówień na lody. Z jednej strony bardzo się ucieszyłam (weganizm się rozpowszechnia), jednak z drugiej było mi trochę smutno, bo mój plan legł w gruzach. Na całe szczęście poinformowano nas,że dosłownie za zakrętem, w Kawiarni Małpa, można skosztować lodowych przysmaków. Do wyboru mieliśmy osiem smaków i siedmiu z nich spróbowaliśmy :D Jak szaleć to szaleć! Cena nas nie odstraszyła, jednak biorąc pod uwagę wielkość kulek serwowanych przez "mistrza" (ojjj oglądałam zdjęcia :D), a wielkość tych serwowanych w kawiarni, wydaje mi się, że jest ona trochę zawyżona. Zapytacie pewnie jak oceniam lody? Brak mi słów... Są GENIALNE. Prawie rok nie jadłam prawdziwych lodów, a tutaj takie pyszności! Zajadałam jak małe dziecko :) Wracając do samej kawiarni, bardzo ucieszył mnie fakt, że oprócz lodów, można zamówić również wegańskie ciacho. Sama jednego skosztowałam i powiem,że pochwalam takie wypieki :D Ostatnim celem podróży do Sopotu (do którego namówił mnie mój Luby) była rozmowa z samym Giuseppe. Zdjęcie też zrobiliśmy, a co :D!





Mówiąc o Trójmieście warto również wspomnieć o Bio Piekarni, która może i wegańska nie jest, ale propaguje ekologię i zdrową żywność. Bułków i chlebków mają Ci tam pod dostatek :D

Będąc w Gdańsku odwiedziłam również znane i lubiane Green Way'e... Niestety bardzo mnie rozczarowały. Mały wybór "dostępnych" potraw, niemiła obsługa (przepraszam wszystkich tych, którzy są przesympatyczni,ale akurat to nie była ich zmiana :)), niezbyt apatyczne podanie dań... Zdziwiłam się,że między restauracjami tej samej sieci mogą być aż takie różnice. Hitem jest też Green Way w Sopocie, który serwuje takie cuda, jakich świat nie widział :) Menu pokrywa się z naszym poznańskim w niecałych 5 % :D Ale za to jakie dobre koktajle robią! Polecam, wszystkim pędzącym na molo, taki koktajl na ochłodę :)

Tym pozytywnym akcentem kończę pierwszą część relacji. Wiem,że wielu miejsc nie udało mi się odwiedzić, ale moje wakacje były ekspresową objazdówką, trwającą 6 dni, stąd też moje "niedotarcie", do wszystkich zakamarków, wynika z braku czasu :) Wszystkim tym, którzy wybierają się do Trójmiasta, z całego serca, polecam Jarmark Dominikański, który wiele lat przeze mnie wspominany, i tym razem mnie nie rozczarował :) Za każdym razem zadziwia mnie moc "przyciągania" uliczek gdańskiego Starego Miasta... Może zobaczymy się tam za rok :D?

piątek, 19 sierpnia 2011

Relacja z wegańskiej objazdówki :)

Dziś pierwszy raz zamieszczę post bez przepisu :) Przez tydzień wędrowałam po Polsce, a dokładnie po Gdańsku, Gdyni, Sopocie i Warszawie. Postanowiłam odwiedzić wszelakie dobra tych miast oraz wszystkie odnalezione, wegańskie miejsca :) Zdjęć z wyprawy jest ponad 900, postanowiłam więc skrócić moją relację do minimum, żeby Was nie zanudzić. Może znacie miejsca, które odwiedziłam? Było ich znacznie więcej, wybrałam jednak te najważniejsze. Zapraszam Was do obejrzenia mojej fotograficznej relacji z wyjazdu :)!

Tu bywałam
 
 To jadałam


















I co najważniejsze, świetnie się bawiłam :)!

czwartek, 11 sierpnia 2011

Czapati jako idealny dodatek do wszystkiego

Przyszedł czas na ostatni z "maratonowych" przepisów. Czapati są jednymi z najpopularniejszych chlebków indyjskich. Spożywane są do wszystkiego i wszędzie. Przygotowałam je jako uzupełnienie i "scalacz" wszystkich moich potraw. Zdecydowanie spełniły swe zadanie i zniknęły w zastraszającym tempie :)

Składniki:
250 g mąki (przesianej)
150 ml letniej wody
1/2 łyżeczki soli

Przepis:
Mąkę wraz z solą wsypujemy do miski. Powoli dolewamy wodę, cały czas mieszając. Miękkie, lekko klejące ciasto przekładamy na stół i wyrabiamy je tak długo,aż będzie gładkie. Odstawiamy je na kilka minut pod przykryciem, aby odpoczęło. "Wypoczęte" ciasto rozdzielamy na ok 10 części i wyrabiamy cieniutkie placuszki. Smażymy na suchej patelni do momentu powstania przypieczonych plamek. Na koniec gotowy placek opalamy bezpośrednio nad gazem, aby się "nadął" :P Nie wiem do końca czy to taki żart, czy może jakaś tajemna moc, jednak mi to nadymanie zupełnie nie wyszło ^^ Nie wpłynęło to jednak na smak placków.

P.S. Jutro wyjeżdżam na łowy i inne takie, więc kolejny post znów się opóźni. Mam nadzieję,że będziecie wiernie czekać (oczywiście wypoczywając:)) na relacje z moich wyjazdowych przeżyć :)

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Ryż po indyjsku

Tadaaaaam! Wielki powrót :) Odzyskałam neta i wracam na łono bloga. Za kilka dni wyjeżdżam na wakacje, więc znowu będzie krótka przerwa w dostawie, ale mam nadzieję,że mi to wszystko wybaczycie :) Dziś kolejny przepis z mojego maratonu Bollywood. Ryż na słodko-ostro o niezapomnianym smaku. Idealny jako przekąska,ale i jako danie główne!

Składniki:
200g brązowego ryżu
2  i 1/2 szklanki wody (opcjonalni do ryżu :))
2 łyżki oleju roślinnego
2 łyżki wegańskiej margaryny
1 łyżka cynamonu
1 łyżeczka kminu
1 łyżeczka kardamonu
1/2 łyżeczki chili
1/2 łyżeczki imbiru
4 goździki
1/2 łyżeczki gałki muszkatołowej
1/2 łyżeczki soli

Przepis:
Ryż myjemy,przepłukujemy i osuszamy. Zagotowujemy wodę z solą. W garnku rozgrzewamy tłuszcz (olej) i wrzucamy do niego przyprawy. Po chwili wrzucamy do garnka ryż i mieszamy. Gdy ryż będzie już trochę podpieczony, dolewamy gotującą się wodę. Gotujemy ok 20 minut, co jakiś czas mieszając, aby ryż się nie przypalił :)! Jeżeli ryż po "wypiciu" wody nadal wydaje nam się niedogotowany, można dolać odrobinę wody i znów go podgotować :) Do gotowego ryżu dodajemy margarynę, delikatnie mieszamy i podajemy na ciepło :)

środa, 3 sierpnia 2011

Chutney z mango i bakłażana

Witam wszystkich stęsknionych! Strasznie przepraszam za tak długą nieobecność, ale bezczelnie, bezceremonialnie i nietaktownie zostałam odcięta od źródła internetu... Do czasu powrotu owego dobra doczesnego będę tu wpadać z tzw. doskoku :( Zapewniam Was jednak, że kulinarnie dzieje się u mnie bardzo dużo :) Dwa dni temu zorganizowałam maraton Bollywood, który zaowocował masą indyjskiego jedzenia. Dziś dwa pierwsze przepisy na przeniesienie Indii pod swój dach :)

Chutney z mango
Składniki:
1 duże, dojrzałe mango
2 łyżeczki posiekanych liści mięty
duża szczypta imbiru
1/2 łyżeczki chili
1/2 łyżeczki cukru
szczypta soli
Przepis:
Mango obieramy, miąższ kroimy w kostkę. Wszystkie składniki miksujemy razem aż do uzyskania gładkiej konsystencji. Gotowy chutney wkładamy do lodówki na minimum 30 minut, aby składniki się "przegryzły".

Chutney z bakłażana
Składniki:
1 duży, dojrzały bakłażan
1 łyżka oliwy z oliwek
sok z połówki cytryny
1 mała cebula
1 ząbek czosnku
1/2 łyżeczki curry
szczypta imbiru
sól
pieprz

Przepis:
Bakłażana myjemy i osuszamy. Widelcem nakłuwamy skórkę i wstawiamy go do piekarnika nagrzanego do 190 stopni, na ok 30 minut. Jeszcze ciepłego bakłażana rozkrajmy i łyżeczką wyciągamy miąższ. Dodajemy olej, pokrojoną cebulę, sok z cytryny, rozduszony czosnek oraz przyprawy i miksujemy wszystko aż do uzyskania gładkiej konsystencji. Gotowy chutney wkładamy do lodówki w celu schłodzenia i "przegryzienia" :)